Zwiedzamy Zakazane Miasto. Kompleks budynków jest okazały, ale niestety do żadnego z nich nie można wchodzić do środka. Do tego dochodzi niesamowity upał i tysiące Chińczyków. Duże wrażenie zrobił na nas lamaistyczny klasztor Yonghe Gong. Tuż obok znajduje się świątynia konfucjańska. Bardzo podobna do poprzedniej, z tym że wierni, zamiast brzoskwiń i pieniędzy, składają w darze butelki chińskiej wódki.
Plac Tiananamen – serce Pekinu
Na placu Tiananmen kupujemy czerwone książeczki. Później stoimy ponad godzinę w najdłuższej, a jednocześnie najszybszej kolejce w jakiej było nam dane stać. Sznurek utworzony z setek Chińczyków cierpliwie czeka, by kupić kwiaty i złożyć je pod pomnikiem przewodniczącego, a później przez kilka sekund rzucić przelotne spojrzenie na Mao Tse Tunga.
Mao jest wszędzie. Grubo po północy oglądamy chińską telenowelę o jego życiu. Mao się uśmiecha, rozmyśla, rozmawia, tłumaczy, pociesza. Mao na ryżowym polu, w bibliotece, na mównicy, wśród tłumów. Wódz, ojciec, bohater. Ludzie na Tienanmen wydają się być zadowoleni z życia. Puszczają latawce, spacerują, fotografują się na tle portretu Mao. Co jakiś czas jednak milicjanci, albo tajniacy, „odprowadzają” kogoś do samochodu i natychmiast wywożą.
Nocne spacery po Pekinie
Na nocnym targu obok „normalnych” potraw można zjeść węże, świerszcze, skorpiony i całą gamę robactwa. Do tego wszystkiego mamy prawdziwą pekińską operę. Kobieta zawodzi niesamowicie, ale przysłuchujemy się temu z zainteresowaniem. Później przychodzi czas na artystów-amatorów. Tego już nie wytrzymaliśmy.
Czekamy w nocy przy Tiananmen. Podjeżdża do nas rozwalający się tuk-tuk, czyli coś w rodzaju taksówki na motorze. Ze środka z trudem wychodzi dziadek. Mimo iż myślimy, że to kolejny „niekumaty” Chińczyk – mylimy się. Dziadek jest bardzo bystry. Szybko się dogadujemy i ruszamy w najbardziej ekscytującą przejażdżkę po Pekinie. Lawirując pomiędzy autobusami, niemal ocierając się o samochody i pieszych, docieramy do hotelu.