Sanatrem w Brazylii

santaremCzekając na Cieplasa łapię brazylijski rytm. Wstaje, dostaje pod nos zdrowe śniadanie z jajka wysadzonego, tej słodkiej wszechobecnej południowoamerykańskiej kawy i owoców wszelakich. Zaczynają się jakieś bajania, później cała seria nowel aż do wieczornego wydania wiadomości, serial Amazonas  (taka nowa Niewolnica Isaura – u know what i mean) później jakiś mecz jak jest co pokazywać, Big Brother i powtórki telenowel. Cały klimatyczny hotel przepełniony jest całodobowym hałasem helikopterowych wiatraków, warkotem airkonu i tak dalej. Jasnobrązowy kot wpasowuje się w ten klimat znakomicie wylegując się cały dzień na drewnianej podłodze.

My zmęczeni serialowymi problemami bogatych cariocas ciągniemy z plastikowymi kubeczkami do plastikowej butli z woda. Przewijają się lokatorzy mający jakieś galanteryjne czy homeopatyczne interesy. Ja w ramach walki z nuda wyskakuje na neta od czasu do czasu. dopiero wieczorem można jakoś odetchnąć, popatrzeć jak te wszystkie uśpione ciężkim powietrzem lodzie, te kokoniaste od hamaków, te świecące jarzeniówkami monstra ruszają w górę lub w dół. Można wtedy przysiąść przy nova schin. Można siorbnąć tacaca, można odetchnąć. Łapię brazylijski rytm, totalnie nie mój, ale cieszący dusze. Taki dziadek dziś szkicował od linijki coś na swoim statku. Miał kanciaste okulary, łysinę sporą i siwe rozpuszczone włosy na resztkach swej tylnej kabezy. Wygladał jak ta postać komiksowa nasza stara, profesor jakiś tam.
– Co też maluje? – się głowiłem. Nazwę statku, hmmm? Nie drgnęła mu ręka jak zamalowywał swoje kreślarstwo krwistoczerwona farba. Wyszło na koniec „nao fume inflamable”. Nie palić – łatwopalne.

A w telewizji reklamuje się Kościół Wszystkich Świętych Dnia Ostatniego. Pierwszy raz coś takiego widzę na świecie. W przerwie dziennika – najdroższy czas reklamowy!!! Bo kosmos jest tu …