Tryptyk Bliskowschodni cz.3

Kąpiel w Morzu Martwym

morze martweSzosą biegnącą równolegle do oddalonej o kilka kilometrów drogi, którą już raz jechaliśmy w Jordanii, dojeżdżamy do Morza Martwego. Tym razem pogoda jest przepiękna i nie musimy łapać stopa. Zresztą tu nie byłoby to już takie łatwe. Bartek, któremu psuje się rower, cały dzień usiłuje wydostać się ze stacji benzynowej. Ostatecznie wieczorem kupuje bilet na autobus. Przemek i ja jedziemy dalej rowerami. Jesteśmy 400 metrów poniżej poziomu morza. Robimy krótki postój i kąpiemy się w zbiorniku wielokrotnie bardziej zasolonym niż Bałtyku. Rzeczywiście można leżeć na wodzie! Morze to, nazwano martwym, gdyż z powodu zasolenia, nie ma w nim żadnych istot żywych. Poza plażowiczami oczywiście. Kąpiel w Morzu Martwym jest ponoć bardzo zdrowa. Od pewnego bardzo otwartego Duńczyka dowiadujemy się, że słona woda pomaga na prostatę.

W poszukiwaniu sklepu trafiamy do kibucu. Zbaczamy nieco z głównej drogi. Jedziemy wzdłuż oazy otoczonej drutem kolczastym aż w końcu docieramy do bramy wjazdowej. Wita nas uśmiechnięta młoda dziewczyna w wojskowym mundurze. Czyta gazetę. Obok trzyma wielki karabin. Mijamy wartowniczkę i znajdujemy się w miasteczku przypominającym to z amerykańskich filmów. Domki, sklepy, plac zabaw, drzewka, równo przystrzyżone trawniki. Jemy pod sklepem bułki z nutellą. Pewien pan przynosi nam kawę.
Odbijamy na zachód od Morza Martwego i podjeżdżamy do Jerozolimy. Jesteśmy na terenie Autonomii Palestyńskiej. Mijamy arabskie wioski, izraelskich żołnierzy, pancerne samochody. Pod sama stolicą napotykamy rozjazd. Zatrzymujemy samochód, żeby spytać się o właściwą drogę do centrum miasta. Kierowca stwierdza, że zna tylko jedną. Tylko jedna jest bezpieczna. Tylko ta patrolowana przez wojsko. Przed centrum czeka nas jeszcze kontrola paszportów.

Jesteśmy już przy Bramie Demosceńskiej. Jednej z kilku bram prowadzących do medyny. Tu spotykamy się z Bartkiem, który znalazł tani hostel. Mieszkają w nim ludzie z całego świata. Niemcy, Amerykanie, Koreańczycy. Jest gwarno, tłoczno. W pomieszczeniu unosi się zapach owocowego tytoniu. Wieczorem wszyscy zbierają się w pokoju gościnnym. Jedni popijają piwo, drudzy palą faję wodną, inni tylko czytają książki. Towarzystwo zabawia przesympatyczny właściciel hostelu.

Ściana płaczu w Jerozolimie

sciana placzuJerozolima to magiczne miasto. Stoimy przy Ścianie Płaczu- pozostałości po Drugiej Świątyni Żydowskiej. Od czasu spalenia miasta przez Rzymian symbolizuje tęsknotę za własnym państwem. Patrzymy do góry i kilkanaście metrów dalej widzimy Kopułę Skały- meczet postawiony w miejscu, gdzie Mahomet na swej klaczy Al-Burak uniósł się do nieba. Tu też Abraham wystawiany przez Boga na próbę, podnosił rękę na swojego syna – Izaaka. Kilkadziesiąt metrów od Ściany Płaczu w labiryncie uliczek chrześcijańskiej części medyny znajduje się Bazylika Grobu Świętego. Tu odnaleziono grób Chrystusa. Aż sześć kościołów uznaje to miejsce za święte: katolicki, grekoprawosławny, ormiański, syryjsko-jakobicki, etiopski i koptyjski. Ponieważ ich przedstawiciele nieustannie spierali się, która część, do kogo należy, któryś z sułtanów przekazał klucze arabskiej rodzinie i jej potomkowie do dziś sprawują nad nimi pieczę. Krótki spacer od Bazyliki Grobu Świętego, do Ściany Płaczu a następnie meczetu Kopuła Skały dostarcza dodatkowych atrakcji. Dwukrotnie mijamy punkty kontrolne, gdzie odpowiadamy na pytania skąd przybywamy i przechodzimy przez wykrywacz metalu.

Nazajutrz udajemy się do oddalanego o 8 kilometrów Betlejem, które leży na terenach całkowicie kontrolowanych przez Palestyńczyków. Z pancernej budki uśmiecha się do nas młoda Izraelka. Każe wrzucić paszporty do małego otworu. Studiuje je uważnie kilka minut a następnie wyrzuca otworem numer dwa. We love peace głoszą plakaty na przejściu granicznym. Hasła, już nie koniecznie o miłości, znajdują się także po palestyńskiej stronie na mającym 8 metrów wysokości, ciągnącym się kilometrami betonowym murze- największym budowlanym przedsięwzięciu Izraela.