Głęboka Rosja

Kolej transsyberyjska

irkuck5152 kilometry z Moskwy do Irkucka przejechaliśmy w 76 godzin. Mimo takiej odległości krajobraz zasadniczo się nie zmienił, ale nie czuliśmy się znudzeni widokami brzozowych lasów i zielonych pól. W pociągu i na stacjach życie towarzyskie kwitło.

Nasz wagon jest zaskakująco czysty. Dwie „prowadnice” odkurzają nasz przedział rano i wieczorem. Mijamy wsie i miasta, które różnią się od siebie tylko liczbą domów. A te domy, to albo budynki z wielkiej płyty, albo coś co u nas stawiane jest jako altanka na działce. Poza tym mamy wrażenie, jakby przed rokiem skończyła się tu jakaś wojna.

Dziwny to kraj, w którym utrzymuje się zwłoki człowieka przez 80 lat, a nie potrafi tego zrobić ze swoimi fabrykami. Rdza zjada stalowe konstrukcje, a bakteria Lenina nie.

Co kilka godzin mamy dwudziestominutowy postój. Można wtedy kupić jedzenie i piwo w plastikowych butelkach.

W sklepach sprzedawczynie najpierw używaj liczydła, by potem końcowy rachunek wbić na kasę fiskalną. Podobało nam się „marketingowe” podejście do handlu. Akurat w czasie postoju pociągu niektóre sklepy mają dziesięciominutową przerwę. Za to „babuszki” handlują na całego. U nas furorę robią duże wędzone ryby. Niestety ich zapach pozostaje w naszym przedziale do końca podróży.

Irkuck

Jesteśmy w Irkucku 31 czerwca 2001 roku. Tak przynajmniej wskazuje dworcowy zegar. Autobus do Listwianki jak zapewnia nas stojąca w środku „złotozębna” kobieta nie ma już wolnych miejsc, chociaż my akurat takie widzimy. Autobus odjeżdża, a my rozpoczynamy negocjacje z taksówkarzami. Ku naszemu zdziwieniu kierowca autobusu wraca za 5 minut. Płacimy mu po 50 rubli, czyli tyle samo co za bilet, tyle że go nie dostajemy.

Raz w dół (szybko), raz w górę (w tempie roweru) przez piękne mieszane lasy Przybajkalskiego Parku Narodowego docieramy do Listwianki. Rozciąga się stąd piękny widok. Na placu tego niby-kurortu sprzedawane są smażone i wędzone ryby. Na pokładzie wodolotu przez Bajkał i Angarę wracamy do Irkucka. Tym razem według dworcowego zegara opuszczamy to miasto 1 stycznia 2001 roku.

W wagonach jadą już z nami sami ludzie o skośnych rysach twarzy. Od takich, u których jest to ledwo widoczne, do takich u których czubek nosa jest w równej linii z czołem. Śmierdzi, ale pocieszamy się, że w Chinach będzie gorzej. Po nocnych widokach na Bajkał teraz widzimy góry i stepy, a raz nawet cały tabun dzikich koni. Docieramy do Nauszek. Przed nami Mongolia.

Relacja Ciapasa