Stoimy oparci plecami o toaletę. Co chwilę ktoś wchodzi i wychodzi. Obok nas małe dziecko załatwia się i wcale do tego celu nie potrzebuje opuszczać przedziału. Koniec wagonu staje się niewidoczny z powodu gęstego obłoku dymu papierosowego i trzy razy większej liczby podróżnych niż miejsc siedzących. Nasz sąsiad co chwilę spluwa na ziemię. Jedziemy do Pekinu klasą „hard-seat”. Jeszcze tylko osiem godzin…
Ułan Bator
Przekroczywszy granicę w Nauszkach docieramy do Ułan Bator. W Mongolii mieszka jedynie dwa miliony osób, a wiele z nich wciąż prowadzi koczowniczy tryb życia. W swojej naiwności spodziewaliśmy się spotkać stada bydła na ulicach stolicy. W rzeczywistości jest trochę inaczej. Ułan Bator jest dużym miastem, w którym nie brakuje wieżowców. Po ulicach jeździ mnóstwo dobrych samochodów, co jest skutkiem ich bardzo niskich cen.
Ze znalezieniem noclegu nie mamy żadnych problemów. Już na dworcu zaczepia nas wiele osób, proponując nam nocleg w prowadzonych przez siebie guest-house’ ach. Wybieramy jedną z propozycji noclegu w centrum, właśnie z uwagi na położenie i niską cenę (2$). Ku naszemu zdziwieniu zostajemy przyprowadzeni do przedszkola przekształconego na czas wakacji w dwie sale sypialne. Jesteśmy zadowoleni, ponieważ jest tam czysto i obszernie. Jedynie sanitariaty są troszkę mniejszych rozmiarów.
Park Narodowy Bogdankhai
Zostawiamy plecaki i postanawiamy udać się do oddalonego o 40 km od miasta parku narodowego. Busem docieramy do Zanmuud i stamtąd mamy około 5 km do parku. Już po drodze przez okno naszego minibusa podziwiamy niepowtarzalny krajobraz stepów mongolskich z rozrzuconymi po nich jurtami. Po dotarciu do miasteczka w dalszą drogę ruszamy pieszo. Odrobinę meczącą wędrówkę uprzyjemniają nam piękne widoki.
Wchodzimy na teren parku i kierujemy się w stronę ruin buddyjskiej świątyni Manzyshir. Sam kompleks, a raczej pozostałość po kompleksie świątyń, w którym żyło kiedyś pięciuset mnichów, nie robi na nas wielkiego wrażenia. Jednak warto było tu dotrzeć chociażby ze względu na krajobraz. Lekko zmęczeni i bardzo opaleni wracamy do domu (przedszkola).
Następnego dnia pociąg mamy o godzinie 15.20, więc nie mamy czasu na dłuższą wycieczkę. Odwiedzamy miejscową świątynię i ruszamy do granicy chińskiej, prawdopodobnie ostatni raz w przedziale sypialnym (w Chinach ceny pociągów są znacznie wyższe).
Relacja Ciapasa