Podróże Kapuścińskiego

hebanNie poczytamy już nic nowego. Nasza kochana Pani polonistka wysłała nas kiedyś z taczką książek. Zaraz za Spodek do skupu makulatury. Pewne książki się w IV LO po prostu nie czytały. Był na stosie „Busz po polsku” i „wojna futbolowa”. Później Kapuściński po społy z Kochanowskim gwarantowali mi szóstki na wypracowaniach. Tak łatwo było połączyć tradycje z nowoczesnością, a ich utwory pasowały na każdy maturalny temat. Dorzuciło się Mickiewicza i już było cool. Szóstki bo Kapuściński był przecież „ponad program”.

„Heban” jeszcze bardziej rozpalił moja chęć jechania do Afryki, choć tez wtedy zrozumiałem, ze Kapuściński to naprawdę literat. Że takiej Afryki jak on opisuje nie ma. I nigdy nie było. Albo może trzeba mieć taka wyobraźnię żeby łowić z afrykańskiego krajobrazu jakieś szczegóły, które zdarzają się raz na sto lat. Zrozumiałem, że reportaż to jest też sztuka pisania proza. Ze trzeba ubarwić kolory nieba, pakunki madame z Senegalu czy dzwony i muezinów z Asmary. Anyway, jak jedziecie do Afryki i rozmawiacie z białasami, Kapuściński jest klasykiem!

Pamiętam jak w grudniu chłonąłem szachinszacha. Po nos zakryty w śpiworze w jednym z najtańszych hotelików pakistańskiego Rawalpindi, potem prawie wszystko co miałem na palmie powtórzyłem siedząc na moich nockach na Sydney Airport. A ostatnio (o prawie jak pan prezydent) sczytałem Herodota. Lalo w Chile potwornie wiec łyknąłem to w jeden dzień. Jest tam na końcu zarąbiste podsumowanie Herodota, a może każdego kto rusza w świat:

“Przeciętny człowiek nie jest specjalnie ciekaw świata. Ot, żyje, musi się jakoś z tym faktem uporać, im będzie go to kosztowało mniej wysiłku – tym lepiej. A przecież poznawanie świata zakłada wysiłek, i to wielki, pochłaniający człowieka. (…) Jedno cechuje podobnych osobników – to nienasycone istoty jamochłonne, struktury-gąbki, które wszystko łatwo wchłaniają i równie łatwo się z tym rozstaja. (…) Umysł Herodota nie jest w stanie zatrzymać się na jednym wydarzeniu czy na jednym kraju. Coś go ciągle nosi, coś niespokojnie popędza. Fakt, który dziś odkrył i ustalił, już go jutro nie pasjonuje, już musi iść (jechać) gdzie indziej, dalej.

Ludzie tacy, pożyteczni dla innych są w gruncie rzeczy nieszczęśliwi, ponieważ tak naprawdę są bardzo samotni. Owszem, szukają innych i nawet zdaje im się, że w jakimś kraju czy mieście już znaleźli sobie bliskich, już ich poznali i wszystkiego się o nich dowiedzieli, ale któregoś dnia budzą się i nagle czuja że nic ich z nimi nie łączy, że mogą stad natychmiast wyjechać. Raptem widzą, że pociągnął ich i olśnił jakiś inny kraj, jacyś inni ludzie. Zdarzenie, którym jeszcze wczoraj się pasjonowali – zbladło i straciło wszelkie znaczenie I sens. (…)”

Pytanie, który ze znanych krajów najbardziej im się podoba, wprawia ich w zakłopotanie – nie wiedza co im odpowiedzieć. Który? W jakiś sposób – wszystkie, w każdym jest coś ciekawego. Do którego kraju chcieliby jeszcze wrócić? Znowu zakłopotanie – nigdy nie zadawali sobie takich pytań. Na pewno chcieliby wrócić na drogę, na szlak. BYĆ ZNOWU W DRODZE – OTO, CO IM SIĘ MARZY.”

Jestem pewien że to nie tylko O Herdocie, ale o samym Kapuścińskim. I na sam koniec wielkie uznanie za odsłonięcie przez Kapuścińskiego nie tak dawno temu tablicy w Poznaniu poświęconej Kazimierzowi Nowakowi.