Zapraszam na ciąg dalszy artykułu „Autostopem po Europie”
Poza Europę Bliski Wschód i lądem do Singapuru
Dwutysięczny rok to pierwsza egzotyczna wyprawa poza granicę Europy Turcja i Syria. Spaliśmy na dachach, dieta składała się głównie z falafeli i arbuzów. Autobusami jeździliśmy taniej niż miejscowi. Co zapamiętałem z tej podróży? Wulkaniczne krajobrazy Kapadocji, wspinaczkę na wulkan Erciyes Dagi, wędrówkę po zrujnowanej Kuneitrze na Wzgórzach Golan, kontemplację w mistycznym klasztorze Mar Musa pośrodku pustyni to wszystko pobudzało wyobraźnię do kreślenia dalszych ambitnych planów.
Ambitnych, gdyż już w następnym roku zorganizowałem wyprawę lądem do Singapuru. Na studenckim żołdzie wcale nie było to łatwe. Jednak dzięki kolei transsyberyjskiej odległe imperia carów, chanów i cesarzy okazywały się nagle tak bliskie. Jedliśmy ryby z Bajkału, dreptaliśmy pomiędzy blokowiskami na bezkresnych mongolskich stepach, zawiewało nas piachem z pustyni Gobi. Składaliśmy hołdy wypchanym mumiom Lenina i Mao Tse Tunga, zdobywaliśmy pięciotysięczne wzniesienia Tybetu i płynęliśmy Mekongiem do królewskiego Luang Prabang.
Samotna podróż z Kairu do Kapsztadu
Piękną afrykańską przygodę na trasie Kair-Kapsztad uważam za swoje największe podróżnicze osiągnięcie. W większości podróżując samotnie przemierzyłem ponad 21 tysięcy kilometrów od Aleksandrii nad Morzem Śródziemnym po Przylądek Dobrej Nadziei nad Atlantykiem.
Ta podróż do końca utwierdziła mnie w przekonaniu, że życie stygnie i warto je wykorzystać, by zobaczyć jak najwięcej świata. W sudańskiej oazie nad Nilem Wadi Halfa odkryłem co to metafizyka, smakując przenikającej atmosfery tego miejsca, a w Karimie wspinałem się na zapomniane piramidy, które zbudowano znacznie wcześniej niż te słynne w Gizie. Z Sudanu niezmiernie rzadko uczęszczaną trasą dotarłem do położonej w wysokich górach kolebki erytrejskiej państwowości, do Nakfy. Tam wędrowałem przez okopy pełne śladów wojny zakończonej niespełna kilka lat wcześniej. Dalej na mojej trasie leżały Dżibuti, Etiopia, Kenia, Tanzania, Zambia, Zimbabwe, Botswana i RPA. W końcu po trzech miesiącach włóczęgi przez bezkresne sawanny, białe piaski Zanzibaru i rozlane wody Okawango dotarłem pod Table Mountain w Kapsztadzie.
Ameryka Południowa i Azja Centralna
Moje ostatnie dwie wyprawy to krótkie, lecz intensywne podróże po Ekwadorze, Peru, Chile i Boliwii oraz po południowych rubieżach byłego Związku Radzieckiego.
W Ameryce Południowej zachwyciła mnie przede wszystkim dynamika kontrastów. W ciągu kilku godzin zmieniałem wilgotne klimaty amazońskiej puszczy na przenikające zimnym powietrzem górskie Andy. Rozkoszowałem się smakiem smażonych pstrągów z jeziora Titikaka, niesamowitą atmosferą piłkarskiego stadionu, tajemniczymi liniami na płaskowyżu Nazca, czy wreszcie zapachem dynamitu w boliwijskich kopalniach srebra.
W ubiegłym roku odkrywałem z Natalią słynne uzbeckie miasta: Samarkandę, Bucharę i Chiwę. Podróżowaliśmy przez suche stepy Kazachstanu i zielone pastwiska Kirgistanu. Jednak za największy sukces tej wyprawy uważam podróż w odległe górskie pasma Pamiru do zapomnianego przez wszystkich Górskiego Badachszanu. Dotarcie do tego zamieszkałego przez Pamirów rejonu wymagało wiele biurokratycznego wysiłku i dużego szczęścia na tadżyckich bezdrożach. Nam się udało!
Źródło: rtw.pl