Rowerem ze Szwajcarii do Hiszpanii cz.2

Landslevillard-Valloire

lanslebourgTego dnia pogoda miała rozdawać karty. Kląłem zwijając mokry namiot w krótkiej przerwie między kolejnymi falami deszczu. W Modane okazało się, że nie tylko tunel Frejus jest zamknięty (pożar), ale także droga, którą zamierzałem jechać. Objazd był poprowadzony bocznymi drogami ostro pnącymi się po okolicznych zboczach.
To dodatkowe kilka kilometrów podjazdu. Oczywiście prawie cały czas pada. W końcu rozpoczyna się podjazd na Telegraphe. Jest całkiem ostry, a i ja chyba w nie najlepszej formie. W połowie drogi na przełęcz wjechałem w chmury. Były tak gęste, że nawet krótkie momenty, gdy nie padało nie przynosiły zmian. To chyba jedyny podjazd w czasie całej wyprawy, na którym jechałem bez muzyki. Jedynie słuch dawał nadzieję na zorientowanie się, że nadjeżdża samochód. Nic, ale to nic nie było widać, czasami tylko złowrogą pustkę i wierzchołki drzew za krawędzią jezdni. Na zjeździe rozpadało się na dobre, prawdziwe oberwanie chmury. Przemoczony i zmarznięty dotarłem w końcu na kemping. Tego dnia chciałem jeszcze zaliczyć Col du Galibier, ale nie puściło…

Valloire-Bourg d’Oisans

Stał się cud. Po wczorajszych ulewach, od rana było tylko lekko pochmurnie. Galibier czekała na mnie! Pozbierałem się do kupy dopiero przed 10. Znowu mokry namiot – padało przez pół nocy. Kolejne marzenie udało się zrealizować jeszcze wieczorem – jak tradycja nakazuje – suszarką do rąk. Shimano robi solidne buty, ale suszą się tygodniami. Ruszyłem. Szybko się przekonałem, że nie tylko w Polsce są kiepskie drogi. Francuzi też sporo mają na sumieniu. A przecież tędy co roku jeździ Tour de France. Podjazd zdecydowanie trudniejszy niż Col de l’Iseran. Tym razem pogoda jest jednak po mojej stronie. Lekko zachmurzone niebo było miłą odmianą po wczorajszej ulewie.

Na cztery kilometry przed przełęczą minąłem odpoczywających Niemców. Z tą parą widziałem się już kilkakrotnie, pierwszy raz trzy dni wcześniej na Cormet de Roselend. Ruszyli za mną. Hmm… odebrałem to jak wyzwanie. Ostatnie kilometry były więc ostrym wyścigiem, przynajmniej z mojej strony. Z przełęczy obserwowałem jak rywale z trudem podjeżdżają ostatni, stromy kilometr. Zdążyłem się ubrać, gdy zadzwonił telefon… Kumpel – jasnowidz? Zjazd ostry, trochę adrenaliny… Niestety miejscami nawierzchnia była pełna dziur i kiepskich łat. Jak w domu!

Co zrobić jeśli zepsuje Ci się turbosprężarka w Niemczech przeczytasz na www.turboexpert24.com.