Rowerem ze Szwajcarii do Hiszpanii cz.4

Aigues Mortes – Capestang

capestangNiedziela była dniem solidnej pracy. Wiatr zmienił kierunek na południowy i południowo-zachodni. Oznaczało to, że od praktycznie cały dzień miałem czystej postaci „wmordewind”. Na niebie dwie chmurki skutecznie uciekały przed słońcem. Żar był nieznośny. Postanowiłem wcześniej wstawać, a podobnie jak na Korsyce między 13 a 15 robić sjestę. Mimo trudności udało się zrobić 130 km.

Capestang-Quillan

Jak sobie postanowiłem tak i zrobiłem. Pobudka o 6.00. Ależ mi się nie chciało! Miałem nadzieję, że może przynajmniej z rana wiatr będzie mniejszy… Nic z tego! Zostało mi około 50 km do Carcassonne. Sądziłem, że dwie, no ostatecznie trzy godzinki i zasłużona laba w cieniu średniowiecznych murów… A tu prędkość 22 km/h, po chwili 20, potem 18,17 – a pot zalewał mi oczy. Wmordewind w czystej, najdoskonalszej swej postaci! Zrozumiałem, że to nie przypadek, gdy na pobliskich wzgórzach wyrosły dziesiątki wiatraków. To po prostu lokalna specjalność! Motywację wywiało… Do Carcassonne dotarłem po południu. Humor mi się poprawił, gdy w sklepie znalazłem długo poszukiwane wędzone banany. W końcu padło hasło: Na zamek! Bajka, jakby świat się zatrzymał! Ominąłem oblegane przez tabuny turystów uliczki z pamiątkami. Cisza, spokój, historia na wyciągnięcie ręki – między pierwszą a drugą linią murów obronnych mogłem spacerować z rowerem do woli. Jeżeli będziecie w okolicy zobaczcie koniecznie, jeżeli nie, zaplanujcie wyjazd specjalnie by to miejsce odwiedzić.

Na koniec dnia trochę sobie poszalałem. Minąłem jakiegoś „sakwowicza”. A on ruszył za mną w pogoń. Jak nic chciał się ścigać… Miałem jakieś 10 km do Quillan gdzie zaplanowałem nocleg, więc reakcja mogła być tylko jedna. Ogień! Podjazdy z sakwami z prędkością 30 km/h tego wcześniej nie robiłem. Ostro było… Gonił prawie do końca. A może chciał pogadać? Hmmm… widać nie wiedział, że ja jestem małomówny z natury.

Na kempingu pogadałem za to z Holendrem, który wraz z żoną zwiedzał południową Francję. Wyprawa miała im zająć 6 tygodni, właśnie kończyli. I może nie było w tym nic niezwykłego gdyby nie to, że mieli po 56 lat! Chylę czoła. Żebym ja miał taką kondycję w takim wieku, a przede wszystkim ochotę na wojaże.