Po załatwieniu wszelkich formalności na okręcie, półtora prawie dnia jeszcze spędzamy w Neapolu. Rozkoszujcie się cudnym widokiem portu i morza. Piszemy jeszcze do domu ostatnie listy ze stałego lądu, ho potem już tylko z okrętu pisać będzie można tam, gdzie w portach krzyżują się okręty, wracające z Afryki do Europy.
Zapowiedzieliśmy się, że do obiadu o siódmej wieczór zasiądziemy już z pasażerami na „Wind- huku”, to też o 6. bierzemy fiakra, pakujemy nań resztę rzeczy i jedziemy na molo. Windhuk stał zaraz przy samem molo. tak blisko kamiennego podmurowania, że tylko kładką przechodzi się na pierwszy od dołu pokład. Natychmiast obskakują nas sławni neapolitańscy tragarze i ofiarują nam gotowość przeniesienia naszych rzeczy na statek. Wybieramy trzech, a każdy z nas pilnuje swego, aby mu się gdzie z rzeczami nie ulotnił, ho numerów tam nie mają, a port tak źle oświetlony, że łatwo mogły się zaszyć w tłum ludzi, a o wyszukaniu go mowy by być nie mogło. Procesją idziemy z pierwszego pokładu na drugi, stamtąd na trzeci, gdzie właśnie znajduje się nasza kabina. Czytaj dalej Statkiem z Neapolu do Afryki