Tryptyk Bliskowschodni cz.4

Tel AvivMur…

Palestyński policjant przy Bazylice Narodzenia zna kogoś z Tarnowa, jakby nie było niedaleko Krosna. Zgadza się z nami, ze kolarstwo to ciekawy sport i gratuluje przejechania tylu kilometrów na rowerze. Później udajemy się do Bazyliki a policjanci pilnują naszych rowerów. Natłok turystów. Każdy robi sobie zdjęcie przy miejscu narodzenia Jezusa, oraz przy żłóbku. Grupa ze Stanów śpiewa: Silent night, holy night, All is calm, All i bright…

Pod żłóbkiem w Betlejem

Teraz jedziemy już do Tel Avivu. Promu z Hajfy nie było, więc zmuszeni jesteśmy lecieć na Cypr samolotem. Popołudnie spędzamy na plaży w Tel Avivie popalając faję wodna a wieczorem docieramy na lotnisko. Tam rozkładamy karimaty i śpimy do rana. Półtorej godziny przed odlotem udajemy się do odprawy. Słyszymy wtedy. You are late. Nie wiemy jeszcze za bardzo, o co chodzi, ale szybko zauważamy, że prześwietlanie wszystkich brudnych skarpetek (w tym moich ulubionych soxów), rozkręcanie rowerów, wnikliwe oglądanie butów kolarskich i bieganie z nimi po lotnisku prawdopodobnie potrwa dłużej niż przypuszczaliśmy a dość drogi samolot na Cypr odleci bez nas. Obsługa lotniska staje jednak na wysokości zadania. Poddani jesteśmy wszystkim procedurom, ale każdego z nas obsługuje przynajmniej dwóch strażników. W ostatniej chwili dobiegamy do samolotu niepewni czy leci z nami chociażby połowa naszych rzeczy. Rutynowa kontrola na Izraelskich lotniskach trwa trzy godziny!

Wszystkie nasze rzeczy lądują szczęśliwie razem z nami w Larnace. Czeka nas wydawałoby się ostatnia podróż rowerem. Z Larnaki do Kerynei na Cyprze Północnym, skąd pływają promy do Turcji. Przyjemna całodniowa wycieczka- ładna pogoda, malownicze krajobrazy. Nic nie zapowiada tego, iż następnego dnia z powodu sztormu promy zostaną odwołane. Niestety. Następnego dnia dość żwawym tempem musimy pokonać 40 kilometrów, żeby dostać się na na lotn isko w Nikozji, którą poprzedniego dani oczywiście zwiedzaliśmy. Pomocny okazuje się znowu stop. Na szczęście na Cyprze Północnym odprawa nie jest już tak szczegółowa. Po półgodzinnym locie jesteśmy w Adanie.

Na lotnisku w Tel Avivie

Dwa dni jazdy autem, dziury na rumuńskich i bułgarskich drogach… To już znamy i niekoniecznie chcielibyśmy trzeci raz powtarzać. Powtórzyć natomiast chcielibyśmy wyprawę rowerową. Być może już wkrótce pojedziemy jeszcze dalej i na dużo dłużej…