Jeździmy rowerami wzdłuż murów w Xian. Te malutkie uliczki, pełne ubogich ludzi sprzedających cokolwiek tylko mają, jakże różne są od pięknych pekińskich bulwarów. Obcokrajowcy przyjeżdżający do Pekinu mogą uważać Chiny za kraj dobrobytu, jednak trzeba wgłębić się w życie prostych ludzi, na prowincji, by zobaczyć, że to nie jest prawda.
Wielki Mur
Nareszcie nadchodzi dzień, w którym zobaczymy jedną z najważniejszych i najbardziej znanych na świecie budowli – Wielki Mur. Wybieramy niekomercyjny kawałek polecany przez „Lonely Planet”. Z hotelu najpierw busem, a potem metrem, dojeżdżamy do przystanku, z którego odjeżdżają autobusy. Znajdujemy bus do miasteczka oddalonego o 20 km od muru, tam przesiadka na mały prywatny samochód, który za niską cenę dowozi nas do celu. Podróż z miejscowym to przygoda – brak pasów, ciągły dźwięk sygnału i niezwykła prędkość.
Fragment muru, który chcemy zdobyć, jest dziki, miejscami prawie całkowicie zniszczony niemniej wystarczająco zachowany, by mieć pojecie o jego kształcie przed wiekami. Nasza trasa liczy około 4 kilometrów i zajmuje nam 3 godziny. Mur robi na nas naprawdę niesamowite wrażenie, zwłaszcza fragmenty ciągnące się wzdłuż szczytów gór oraz dolinek. Zdjęcia nie są w stanie oddać tego, co zobaczyliśmy. Wracamy do Pekinu.
Bilety do Xian, który jest następnym naszym celem, kupujemy w kasie międzynarodowej na dworcu głównym w Pekinie, bez żadnych problemów. Mimo naszych obaw miejsca w pociągu „hard seat” okazują się luksusowe. Wszyscy mamy numerowane miejsca siedzące, a w wagonie jest klimatyzacja i jest czysto.
Xian
Rano, po 13 godzinnej podróży jesteśmy w Xian. Znajdujemy hotel z pokojami w piwnicach – dlatego trochę tańszymi. Po śniadaniu ruszamy do jednego z najbardziej rozsławionych chińskich zabytków – Terakotowej Armii. Miasteczko, gdzie znajduje się atrakcja, jest nastawione typowo na turystykę. Główna alejka prowadząca do wejścia jest zastawiona przez wyjątkowo nachalnych sprzedawców tandetnych pamiątek. Omijamy ich i kupujemy bilety; oczywiście o zniżkach na karty studenckie nikt nie słyszał, a wstęp jest wyjątkowo drogi.
Kierujemy się do pierwszej hali, gdzie ma być ta atrakcja. I tu małe rozczarowanie – na zdjęciach wygląda to wszystko trochę inaczej – po prostu atrakcyjniej. Zwiedzamy jeszcze muzeum oraz pozostałe budynki i wracamy do Xian. Następnego dnia wypożyczamy rowery i udajemy się wzdłuż murów otaczających stare miasto. Mijamy biedne dzielnice, ludzi, których małe warsztaty i sklepiki są zarazem ich domami. Ich życie towarzyskie toczy się wprost na ulicy. Po czternastu kilometrach dojeżdżamy z powrotem do hotelu.